czwartek, 19 maja 2022

Kiedyś w laboratorium (86.)

Jednym z podstawowych zajęć chemika w laboratorium chemii organicznej jest... odparowywanie. Zazwyczaj reakcja jest przeprowadzana w jakimś medium, potem mieszanina po reakcji jest oczyszczana i wiele z tych metod wiąże się z użyciem jakiegoś rozpuszczalnika. Więc potem trzeba go jakoś usunąć. Oraz dobrze by było go odzyskać, o ile używany był tylko jeden. W części przypadków wystarczy zwykła destylacja, gdy inne substancje w roztworze nie są wrażliwe na temperaturę lum nam na nich nie zależy. Jeśli jednak są, a sam rozpuszczalnik nie jest mocno lotny, musimy sobie jakoś pomagać. I tu zastosowanie znalazły wyparki, które destylują rozpuszczalniki pod obniżonym ciśnieniem, co na tyle przyspiesza proces, że często używa się ich do dowolnych odparowywań aby zaoszczędzić czasu.

Obniżone ciśnienie powoduje, że lotna ciecz wrze w niższej temperaturze niż normalnie. W odpowiednio niskim ciśnieniu nawet woda zaczyna wrzeć w temperaturze pokojowej. Parowanie odbiera ciepło, więc musimy je z zewnątrz dostarczać, aby proces destylacji nadal zachodził. Stąd podgrzewane misy w których zanurza się kolby na wyparce. Gdyby natomiast zapomnieć obniżyć kolbę do ciepłej misy, bo ktoś inny w tym czasie nas zagada, to przy niskowrzącym rozpuszczalniku proces odparowywanie może być wystarczający aby kolba ochłodziła się poniżej zera, aż zacznie się na niej zbierać szron. Co też mi się przydarzyło na pracowni na UW.