informacje



wtorek, 28 maja 2019

Chemiczne wieści (22.)

Reakcja psuta przez teflon z mieszadeł
Mieszadła magnetyczne to obecnie jeden z najpopularniejszych sprzętów laboratoryjnych. W podstawce, często podgrzewanej, znajdują się magnesy, które działają na magnetyczny "drops" wrzucany do naczynia, pozwalając na wygodne i szybkie mieszanie. Magnes wkładany do naczynia zwykle jest chroniony warstwą białego teflonu, materiału na tyle niereaktywnego, że wytrzymuje mieszanie nim kwasów i środków utleniających.
Jak wynika z niedawnej publikacji badaczy z Rice University, teflon w takich mieszadłach czasem jest jednak niedostatecznie niereaktywny.

Prowadzili oni dodawanie grup funkcyjnych na powierzchni nanorurek, stosując jako jeden z etapów redukcję  Billupsa-Bircha. To modyfikacja znanej redukcji metalicznym sodem w ciekłym amoniaku, w której następuje równoczesna alkilacja powierzchni węglowej w miejscach defektów sieci. W tym konkretnym przypadku funkcjonalizowano nanorurki borazynowe, a więc ze związku złożonego z atomów boru i azotu w stosunku 1:1. O dziwo w czasie reakcji zawiesina kremowych rurek stała się szara, natomiast magnetyczne mieszadełko stało się czarne. Standardowo używana do takich cząsteczek analiza termograwitacyjna nie wykazała, aby z rurkami stało się coś złego. Jednak nietypowy kolor był wyraźnie widoczny. Problemem było też uzyskanie spójnych wyników, które raz wskazywały na wysoki stopień podstawienia a kiedy indziej na bardzo niski.

Dokładniejsze badania wykazały, że w warunkach reakcji lit rozpuszczony w amoniaku reaguje z teflonem. Następuje to w szybkiej reakcji rodnikowej, która przeszkadza w alkilowaniu rurek, w dodatku podstawiając je dodatkowymi, nie planowanymi grupami. Dlatego te otrzymywane przy pomocy świeżych mieszadełek były słabo podstawione, a te ze starymi, już poczernionymi, reagowały lepiej. Ponieważ dotychczas używano tej reakcji do modyfikacji rurek węglowych, które są czarne, naukowcy sądzili w takich przypadkach, że zmiana koloru magnesów wynika z osadzania się rurek na teflonie. A w każdym razie, że nawet jeśli teflon się zmieniał to nie musiało to wpływać na wyniki.

Gdy badacze zamienili mieszadełka na takie o szklanej otoczce, wyniki stały się powtarzalne, a nanorurki nie ciemniały. [a]
Sam obserwowałem trwałe ciemnienie mieszadełek po reakcjach ze środkami alkilującymi i chlorującymi, ale nie stwierdziłem aby wpływało to na wydajność czy powstawanie ubocznych produktów.

Wodorek helu wreszcie wykryty
Gdy po Wielkim Wybuchu wszechświat się rozrzedzał i chłodził, początkowa plazma różnych nietrwałych, naładowanych cząsteczek zaczęła się stopniowo łączyć w obojętne cząstki. To wtedy przestrzeń nabrała dostatecznej przezroczystości dla światła, aby dało się coś zobaczyć. Najwięcej powstawało atomów wodoru, cząsteczek wodoru i atomów helu, może z domieszką litu. Wśród powstających molekuł powinien się pojawić też kation wodorku helu HeH+. Jest to nietrwałe połączenie, proton łatwo dysocjuje (pKa=63), dlatego cząsteczka istnieje bądź jako element równowagi między helem i wodorem w zagęszczonych, zjonizowanych gazach, lub jako składnik gazów tak bardzo schłodzonych i rozrzedzonych, że w trakcie swego trwania nie ma z czym zareagować.
Obserwowano ją w eksperymentach na ziemi, ale w kosmosie o dziwo nie udawało się jej wykryć. Aż do teraz. W niedawnej publikacji badaczy z Instytutu Radioastronomii Maxa Plancka potwierdzono istnienie charakterystycznej linii emisyjnej 149.1 µm, której wykrycie dotychczas uniemożliwiała słaba rozdzielność spektralna i przeszkadzające zanieczyszczenia w atmosferze. Bardzo blisko tej linii znajduje się jeden z sygnałów wiązania C-H (149.09 µm) w związku z czym proste węglowodory obecne w przestrzeni mogą maskować szukaną linię, w dodatku w zakres ten częściowo wchodzi pochłanianie przez wodę w atmosferze, co dodatkowo osłabia sygnały. Badacze skorzystali więc z udostępnionego przez NASA teleskopu na pokładzie dużego samolotu, który z wysokości 12 kilometrów przeprowadził pomiar widma w mgławicy NGC 7027. Sygnały były już dostatecznie mocne, aby możliwe było odfiltrowanie dwóch bliskich linii widmowych i potwierdzenie istnienia szukanej molekuły.[b]

Rekordowy poziom dwutlenku węgla
Średnia globalna zawartość dwutlenku węgla  atmosferze przekroczyła w kwietniu 410 ppm, z kolei w obserwatorium na Mauna Loa przekroczyła 415 ppm. Teraz zapewne średnie miesięczne zaczną spadać zgodnie z rocznym cyklem:

Kształt krzywej dla danych globalnych wynika głownie ze zmian sezonowych na półkulach. Na półkuli północnej jest więcej lądów, które silniej reagują na zmiany pór roku. Rośliny na lądach zmniejszają aktywność zimą i stopniowo zwiększają z początkiem wiosny, w czerwcu ich aktywność fotosyntetyczna jest już na tyle wysoka, że obniżają stężenie CO2 w powietrzu na stacjach pomiarowych na półkuli północnej, minimum przypada na jesień, kiedy to mniejsza aktywność roślin oraz rozpoczynające się procesy butwienia ponownie zwiększają poziom CO2.  W ciągu roku wahania dochodzą więc do 5 ppm, natomiast z roku na rok następuje stały wzrost stężenia tego gazu o około jedną-trzecią wahań rocznych.

Selektywny odzysk uranu z morskiej wody
Uran jest pierwiastkiem dosyć rzadkim w skorupie ziemskiej, poza rudami tlenkowymi występuje w dużym rozproszeniu. Badacze z Oak Ridge University pokazali, że mimo wszystko da się go odzyskiwać nawet z takich materiałów, jak morska woda, w której występuje w średnim stężeniu około 3 miligramów na tonę.
Inspiracją były bakterie i grzyby gromadzące w sobie żelazo. Posiadały białka połączone ze specjalnymi cząsteczkami, nazwanymi syderoforami, które bardzo selektywnie wyłapywały krążące w otoczeniu żelazo. Postanowiono sprawdzić, czy poprzez modyfikacje tych cząsteczek da się wytworzyć takie, które będą skutecznie wyłapywać inne pierwiastki. Metodą symulacji komputerowych i testów eksperymentalnych stworzono optymalną cząsteczkę - 2,6-bis[hydroksy(metylo)amino-4-morfolino-1,3,5-triazynę, która bardzo selektywnie pochłania jony uranowe i uranylowe. Potencjalnie więc możliwe byłoby użycie jej do odzysku tego pierwiastka. Musiałaby być osadzona na polimerowym nośniku w formie proszku, przez który można przepuścić wiele wody, aż do wysycenia cennym pierwiastkiem. [c]




--------
[a]  Angel A. Martí et al. Adverse Effect of PTFE Stir Bars on the Covalent Functionalization of Carbon and Boron Nitride Nanotubes Using Billups–Birch Reduction Conditions. ACS Omega, 2019; 4 (3): 5098
[b] Rolf Güsten, Helmut Wiesemeyer, David Neufeld, Karl M. Menten, Urs U. Graf, Karl Jacobs, Bernd Klein, Oliver Ricken, Christophe Risacher & Jürgen Stutzki, Astrophysical detection of the helium hydride ion HeH+ , Nature volume 568pages357359 (2019)
[c]  Ilja Popovs et al. Siderophore-inspired chelator hijacks uranium from aqueous medium. Nature Communications, 2019; 10 (1)

czwartek, 16 maja 2019

Ostatnio w laboratorium (67.)

Wzory wytrąceniowe szczawianu kobaltu:


Widoczek przypomina trochę kolonie pleśni na odżywce, ale ma zupełnie inną naturę. O tym ciekawym fenomenie dowiedziałem się niedawno, szukając informacji na temat innej reakcji. Publikacja sprzed 10 lat* opisywała nowy rodzaj samoorganizacji w procesach chemicznych. Gdy kryształ soli zostaje umieszczony w cienkiej warstwie roztworu, w którym wytrąca osad, w niektórych przypadkach osad nie tworzy po prostu równego kółeczka, sięgającego do miejsca, w którym stężenie powstających związków jeszcze wystarczało na wytrącenie. Zamiast tego powstają promienie, w których strąca się więcej osadu, przedzielone obszarami bez wytrąceń. Dokładny wzór zależy od warunków.

Efekt zauważono w przypadku soli miedzi i kobaltu w warstwie roztworu szczawianu sodu. Takie też zestawy testowałem. W powyższym przypadku sole miedzi (na dole) dały bardzo słaby efekt, w dodatku wzór rozmył się po przeniesieniu szalki na ciemniejsze tło. Natomiast kobalt dał wyraźny wzór rzadko rozłożonych promieni strzelających z okrągłej plamki osadów.
Przy kolejnym powtórzeniu, z innym stężeniem szczawianu i z cieńszą warstwą roztworu, wzór dla kobaltu wyszedł dużo gęstszy i mniej czysty:
W innej porcji tego samego roztworu sól miedzi także dała gęsty wzór:

Po pewnym czasie osady były na tyle dobrze związane z podłożem, że można było wyssać roztwór pipetką.

Skąd ten efekt? Autorzy artykułu podają, że to wynik nałożenia się kilku zjawisk. Rozchodzenie się jonów wokół kryształka nie następuje tylko na drodze prostej dyfuzji. Początkowo tworzy się znacznie gęstszy roztwór danej soli, który rozprzestrzenia się tuż przy dnie. Generuje to w warstwie roztworów ruch warstw - przydennej na zewnątrz a powierzchniowej do środka. Pierwsze porcje wytrącającego się osadu wprowadzają w ten ruch zaburzenia. Ostatecznie zawirowania porządkują się w układ podobnej wielkości poziomych wirów, rozciąganych ruchem rozpływającej się warstwy przy dnie. W tak ukształtowanych strumieniach wytrąca się więcej osadu.
Był to efekt nieoczekiwany, zamierzeniem autorów było badanie tworzenia się osadu w przepływie grawitacyjnym, powstawanie kolistych wytrąceń wokół miejsca rozprzestrzeniania roztworu wytrącanego było znane, tymczasem po uzyskaniu odpowiednich warunków stężeń i grubości roztworu powstawały promienie, których dotychczas w literaturze nie opisywano.

W obrębie jednolitego koła kryształki szczawianów miały normalną formę wielościennych kryształów i ich kulistych skupień.  W promieniach natomiast tworzyły włókna o grubości 3 mikrometrów i długości do jednego czy nawet kilku milimetrów. Dosłownie włos z pojedynczych kryształów.

Badacze wykazali pojawianie się tego efektu w dość rozcieńczonych roztworach mrówczanu (0,01-0,03M) , w za bardzo stężonych cała rozpuszczana sól formowała jednolite koło albo osad oblepiał wrzucony kryształek. Mam więc w sumie szczęście, że udało mi się ten efekt odtworzyć, bo stężenia były dobierane na oko.
----------
* J. Maselko et al.,  Precipitation Pattern Formation in the Copper(II) Oxalate System with Gravity Flow and Axial Symmetry, J. Phys. Chem. A, 2009, 113 (29), pp 8243–8248




sobota, 11 maja 2019

Kolory karminu

Indygokarmin to barwnik, będący pochodną indygo, znanego szerzej jako niebieski pigment, którym farbowane są dżinsy, a o którym kiedyś już pisałem (link). Dwie grupy sulfonowe, będące resztami kwasu siarkowego, powodują w jego przypadku, że związek ten w odróżnieniu od wolnego indygo jest dość dobrze rozpuszczalny w wodzie, oraz reaguje na zmiany kwasowości. Przy pH bardzo zasadowym, powyżej 13, zmienia kolor na żółty, przy obojętnym lub kwaśnym jest niebieski, zaś przy lekko zasadowym obie formy pojawiają się w ramach równowagi, dając wypadkowy kolor zielony.
Jest często stosowanym barwnikiem spożywczym, można go też spotkać w niebieskich kapsułkach leków.

Inną ciekawą właściwością związku jest wyraźna reakcja na redukcję lub utlenienie, co znajduje zastosowanie w tym ciekawym i efektownym eksperymencie.

Przepis jest w zasadzie dość prosty - należy wziąć około 3% roztwór glukozy i 3% roztwór wodorotlenku sodu, połączyć je w szklanej butelce na ciepło, w temperaturze około 40 stopni, dodając taką ilość indygokarmiu, aby widać było wyraźny kolor. Początkowo roztwór będzie zielony, potem pociemnieje i poprzez czerwonawy odcień stanie się żółty. W tym momencie nie trzeba go już ogrzewać, dalej będzie reagował na zimno. Co takiego będzie się działo?
Jeśli zaczniemy wytrząsać napełnioną do połowy butelkę, roztwór zmieni kolor. Najpierw z żółtego zrobi się czerwony, a po dokładniejszym wytrząsaniu zielony. Odstawiony  powraca do żółtego koloru w ciągu około minuty, po czym znów może być wytrząsany ze zmianami koloru, odstawiony aż powróci do żółtego i tak kilkanaście razy.
Ze względu na zestaw kolorów eksperyment znany jest jako "chemiczne światła drogowe".

Nagrałem jeden taki cykl bez cięć, aby było widać szybkość przemian:


  W tle kolbka z roztworem indygokarminu w wodzie destylowanej.

Na czym właściwie polegają te przemiany? Glukoza jest związkiem o właściwościach redukujących, co zawdzięcza obecności grupy aldehydowej na jednym z końców. Indygokarmin zaś jest na redukcję wrażliwy. W alkalicznych warunkach cząsteczki glukozy w formie pierścienia otwierają się, i stają się aktywnymi reduktorami. Barwnik zaczyna reagować, przyłączając elektrony i protony. Ponieważ cząsteczka posiada dwa miejsca mogące ulegać redukcji, w trakcie reakcji pojawia się związek pośredni, ze zredukowaną tylko jedną grupą, który ma w roztworze kolor czerwony. Całkowite przereagowanie daje związek żółty, tak zwany leuko-indygokarmin.

Glukoza jest natomiast utleniana, przede wszystkim do kwasu glukuronowego. Podczas wytrząsania następuje proces odwrotny - tlen z powietrza reaguje z leuko-barwnikiem w ten sam sposób przez związek pośredni. Mamy tutaj więc dość ciekawy przypadek dwuetapowego procesu, w którym ustala się pewna równowaga między formami. Pośrednia forma czerwona stanowi w fazie, w której roztwór jest czerwony, niemal jedyną postać barwnika. Całkowicie zredukowana forma żółta może pojawiać się dopiero od momentu zaniku w roztworze niezredukowanej formy zielonej, w przeciwnym razie ich cząsteczki będą wymieniać między sobą elektrony i protony do pośredniej formy czerwonej. Od tego momentu potrzebna jest dostatecznie duża ilość reduktora, bo przy za małym jego stężeniu, w formę żółtą nie zmieni się zauważalna ilość substancji.
Co ciekawe, bezpośrednia reakcja glukozy z tlenem z powietrza jest dość powolna. Indygokarmin przez to, że chętnie reaguje zarówno z jednym jak i drugim, jest katalizatorem procesu.

Przy podanych stężeniach cykle można powtarzać kilkanaście razy, aż do wyczerpania któregoś ze składników - przy małej ilości roztworu w dużej butelce pierwsza wyczerpie się glukoza i przy zbyt małym jej stężeniu, równowaga procesu zostanie zaburzona, a pozostawiony sam sobie roztwór osiągnie tylko czerwony etap pośredni. W tym momencie nawet mały dodatek zasadowego roztworu glukozy wystarczy aby dokończyć proces, toteż taki niedoredukowany roztwór mógłby ją wykrywać  (lub inne reduktory).
Sprawdziłem to dodając do takiego roztworu sok jabłkowy, kilka mililitrów zawierających cukry redukujące i zapewne kwas askorbinowy wystarczało w zupełności.
W odwrotnej sytuacji, gdy dużo roztworu umieścimy w małej butelce, z małą ilością powietrza, to tlen pierwszy się skończy. Wówczas żółty roztwór podczas wytrząsania stanie się najwyżej czerwony. Zdarzyło mi się tak z jedną z prób. Kolba zostawiona na noc, następnego dnia nie reagowała na wytrząsanie. Sądziłem, że widocznie składniki się już zużyły i chciałem wylać. Zauważyłem jednak, że zassał się koreczek. Po otwarciu kolby przedmuchałem ją więc i wytrząsnąłem. Zielony kolor powrócił.

Szybkość zmian kolorów zależy od stężeń glukozy i barwnika, oraz od temperatury. Na kanale Royal Society podano formułę, która w temperaturze roztworu około 45 stopni po wytrząśnięciu powraca do żółtego koloru w 10 sekund. Żółty roztwór z końcowym, zredukowanym związkiem, stanowi dość czuły odczynnik wykrywający tlen, wodę utlenioną lub nadtlenki, co wykorzystuje się nawet w badaniach biologicznych.
Przy podanych stężeniach roztwór jest na tyle mało szkodliwy, że po rozcieńczeniu wodą można go wylać do zlewu.

Co ciekawe, indygokarmin może też ulegać przeciwnej reakcji i ze stanu podstawowego może zostać utleniony. Powstaje wówczas żółte dehydroindygo, które rozpada się na sulfonowaną izatynę. Wykorzystuje się tę reakcję  przy manganometrycznym oznaczaniu garbników, zanik koloru wskaźnika wyznacza moment, gdy polifenole z roztworu zostały już utlenione.

-----
* Beyond The Blue Bottle - Royal Society of Chemistry, YT

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Ostatnio w laboratorium (66.)

 Jak robić roztwór jodu, gdy nie ma jodu? Na taki problem natknąłem się ostatnio podczas oznaczania węglowodanów ogólnych w pewnej próbce. Typową metodą, w sytuacji gdy nie zależy nam na oznaczeniu błonnika (lub go tam nie ma) jest hydroliza skrobi i dekstryn do glukozy i oznaczenie cukrów redukujących którąś z metod miareczkowych. Aby zhydrolizować skrobię w próbce, trzeba ją odpowiednio długo gotować z kwasem solnym, sprawdzając co pewien czas roztworem jodu, czy skrobia już przereagowała.

Jednak po przejrzeniu wszystkich szafek wyszło na to, że ani jodyny ani płynu Lugola nie mieliśmy na stanie. Co tu robić? A no zsyntezować jod i go sobie rozpuścić. Dokonałem tego przy pomocy metody, która nie jest nowością, ale ją sobie kiedyś na pracowni magisterskiej w takiej procedurze wymyśliłem. Całość opiera się na tej samej reakcji, co przy jodometrycznym oznaczaniu miedzi - sole miedzi II reagują z jonami jodkowymi z wytworzeniem jodku miedzi II, który szybko dysproporcjonuje do wolnego jodu i jodku miedzi I. Wynika to stąd, że jony miedzi II są dość dobrym utleniaczem, zaś jony jodkowe chętnie się utleniają do wolnego jodu:
 Cu2+ + 2I → CuI2
 2 CuI2 → 2 CuI↓ + I2

Procedura którą zastosowałem polegała na przeprowadzeniu tej reakcji w zasadzie na sucho. Reakcja w takiej formie jest na tyle efektowna, że mogłaby być elementem doświadczeń pokazowych.
Tak więc, do porcelanowego moździerza wsypujemy niewielkie ilości jodku potasu i siarczanu miedzi:


I zaczynamy je ucierać. Zmiana koloru na brązowy następuje natychmiast po zmieszaniu roztartych proszków:


Po dokładnym roztarciu masa zamienia się w gęstą ciecz, zawierającą stały osad, tworząc czekoladowe błotko o ostrym zapachu:

 które można już teraz rozpuścić. Ja użyłem alkoholu, jeśli do reakcji użyje się wyraźnego nadmiaru jodku potasu, będzie można użyć wody.

Jest to prosty przykład reakcji w fazie stałej, w której substancje reagują ze sobą podczas ucierania. Proces sam przyspiesza w związku z uwolnieniem z siarczanu miedzi wody krystalizacyjnej (5 moli na jeden mol miedzi), która rozpuszcza reagenty, ułatwiając im przereagowanie do końca. Po zdekantowaniu roztworu jodu pozostaje nam kremowy osad jodku miedzi I, który ma swoją drogą ciekawe zastosowania w chemii organicznej, jako środek jodujący.
Po podgrzaniu i odparowaniu powstałej wody, wydzielony jod można oczyścić przez resublimację.

Całkiem na sucho, czyli z bezwodnym siarczanem miedzi, reakcja powinna zachodzić wolno, jeśli w ogóle.