Najpierw po bułki i banany. Małyszowski zestaw okazał się po wielu próbach całkiem przyzwoitym śniadaniem na przed egzamin, akurat by rozepchać drżący od zdenerwowania żołądek, zapewnić mózgowi trochę cukru na rozruch i nie pobudzać pęcherza. Potem do biblioteki wydrukować referat.
Niestety wbrew oczekiwaniom referatu na skrzynce nie miałem. Co prawda drukowałem go i wysyłałem organizatorom, ale najwyraźniej użyłem pendrive'a - a ten zostawiłem w domu. "I co ja teraz powiem?" - myślałem zerkając na zegarek. Zbliżała się dziewiąta a ja musiałem jeszcze sprawdzić kilka wzorów. Zajrzałem więc na wzór ciśnienia osmotycznego i efuzji wg. Grahama, potem upewniłem się czy dobrze rozumiem wirialne równanie gazów rzeczywistych, potem jeszcze na równanie adiabaty ale Wikipedia nic mi nie wyjaśniła. A co jak zapyta o funkcje stanu? Z funkcji to ja jestem noga.
O odpowiedniej godzinie dowlokłem się pod salę, gdzie czekało tylko kilka osób. Umówiłem się, że wejdę w pierwszej dwójce. "Bo mam konferencję" - jak to poważnie zabrzmiało. Niestety po wejściu pani prof. dr hab. zajrzała do indeksu i nie znalazła wpisu w ćwiczeń. Musiałem wyjść i załatwić wpis. Potem oczywiście okazało się, że wpis był, tylko strony się skleiły, więc wszedłem po kolejnej osobie.
Tym razem pani prof. dr hab. nie znalazła w indeksie miejsca na wpis dla siebie i potraktowała mnie jak wyżej. Ostatecznie więc odpowiadałem jako piąty, a gdy zaliczyłem była już dziesiąta - właśnie zaczynała się konferencja. Ale po drodze trzeba było zajrzeć do panów profesorów od organicznej, po wpisy. Właśnie rozmawiali w gabinecie, trzeba poczekać. Po paru minutach wpukałem się ponownie.
"Przepraszam ale się śpieszę"
"To proszę przyjść innym razem"
Więc poszedłem.
Na auli
Gdy doszedłem już do biblioteki głównej UPH było po oficjalnym otwarciu i po wspólnym zdjęciu, zaś na auli trwał drugi referat. X Międzynarodowa Konferencja Studenckich Kół Naukowych trwała. Nie wiem jak było z jej międzynarodowością - w sekcji nauk przyrodniczych nie było żadnego zagranicznego prelegenta. Gdy wszedłem na salę studentka UPH Jowita Antoniuk mówiła o prawdopodobieństwie w życiu codziennym. Prezentacja składała się głównie ze wzorów, w tym dwumianów Newtona i silni, i objaśnienia co możemy tym obliczyć. Przedstawienie tematu wydało mi się nieżyciowe, ale dyskusja rozwinęła się ciekawie.
Następna referentka omawiała "Identyfikację genu odporności na rdzę brunatną Lr19 w wybranych odmianach pszenżyta za pomocą markerów STS" - tu autorów pracy było kilku a nie pamiętam kto akurat referował. Zajrzałem do zbioru materiałów konferencyjnych. Niestety pełnego tekstu mojego referatu tam nie było. Przysłałem go dosyć późno, dlatego znalazł się tam tylko abstrakt. Zerknąłem więc na przewidywaną kolejność i obliczywszy, że moja kolej nastąpi dopiero koło przerwy obiadowej, wymknąłem się z sali, zszedłem na parter do pokoju informacyjnego i usiadłem za komputerem. W ciągu następnej półgodziny wygrzebałem i wypisałem w zeszycie ważniejsze punkty wystąpienia - to znaczy te które pamiętałem.
Gdy wróciłem, uczestnicy pożywiali się w małej salce obok auli. Bułeczki z budyniem były przepyszne. Ciasteczka z otrębami też niczego sobie, ale największa różnorodność panowała wśród galaretek.
Uczestnicy
Po powrocie na aulę był referat "Sowy Siedlec" omawiający stanowiska różnych gatunków sów na terenie miasta. Głównym wnioskiem było stwierdzenie, że w miastach jest coraz mniej tych ptaków, zaś pójdźki przestały się pojawiać w ogóle. Szkoda.
Następna referentka Ewelina Sadowska z UPH mówiła o tanoreksji w szkołach. Tanoreksja to uzależnienie od opalania. Człowiek opalony jest dziś postrzegany jako zdrowy, ładny, seksowny, zaś chodzenie na plażę czy do solarium jest postrzegane jako element współczesnego życia, dlatego od całego tego Opalania można się uzależnić. W pracy przedstawiono wyniki ankiet w różnych grupach wiekowych, na temat częstości opalania i świadomości ryzyka. Okazało się, że obecnie problem zaczyna się już w wieku gimnazjalnym, przeżywa rozkwit w liceach gdzie dobra opalenizna na studniówce jest uważana za standard; i normuje się u studentów. Tam też największa jest świadomość zagrożeń i największa prewencja. Ponad połowa rodziców ankietowanych nie interesowała się tym, jak często ich dzieci chodzą do solarium, i to nie zależnie od ich wieku.
Następnie udaliśmy się do restauracji zjeść obiad. Był to obiad bardzo porządny, sycący i smaczny. Przy stolach odbywały się ożywione dyskusje. Akurat przy naszym dotyczyła różnic między naukami ścisłymi a humanistycznymi, a ściślej tego, na ile naukowe są te drugie. Tymczasem zaraz po przerwie ja miałem wystąpić, co wobec braku oryginalnego tekstu i prezentacji multimedialnej miało mi nastręczyć trudności.
Ostatecznie więc stanąłem wobec sali, przeprosiłem za uproszczoną formę i zacząłem:
"Proces naukowy trwa długo i niejednokrotnie właściwe odkrycie poprzedzone jest serią pomyłek, nieprzewidzianych trudności, błędów i zaniedbań. Jednak obraz nauki, jaki przedstawiają szkolne podręczniki, obejmuje wyłącznie etapy końcowe. Niezrozumiałe staje się więc, dlaczego sformułowanie równania, które można zapisać na tablicy kilkoma machnięciami dłoni, zajmowało nieraz..." - i jakoś mi to szło. Co chwila zaglądałem do zeszytu, zacinałem się dochodząc do punktów których nie pamiętałem, rozglądałem się z niepokojem po sali. Gdy skończyłem prowadzący zapytał:
"Czy ktoś ma jakieś pytania?" Niestety pytań nie było, dlatego zapytał czy wiem coś o bardziej współczesnych pomyłkach naukowych. Przyszedł mi do głowy tylko przypadek Taliomidu, leku przeciwbólowego w przypadku którego podczas badań wykazano bezpieczeństwo dla jednego z dwóch enancjomerów, zaś w fabrykach produkowano mieszaninę obu, skutkującą uszkodzeniami płodu.
Czy na pewno nikt nie ma żadnych pytań?
Następna referentka omawiała wpływ warunków przechowywania porzeczek na ilość drobnoustrojów na powierzchni owoców. Nie ma jej referatu w materiałach więc nie wiem jak się nazywała, pochodziła z uczelni w Chełmie. Praca w zasadzie sprowadzała się do zliczenia liczebności bakterii psychrofilnych i mezofilnych, drożdży i grzybów na powierzchni trzech gatunków porzeczek oraz sprawdzenia zmian ich ilości w czasie przechowywania w lodówce. Wnioskami było stwierdzenie, że ilość drobnoustrojów wzrastała w miarę upływu czasu, oraz wyliczenie: najwięcej drożdży było na porzeczkach białych, najmniej na czarnych; najwięcej bakterii było na... - brakowało natomiast prób wyjaśnienia skąd biorą się te różnice i czy jest to związane z gatunkiem owoców. Porzeczka czarna na przykład ma grubszą warstewkę woskową i większą zawartość związków aromatycznych w skórce, natomiast porzeczka czerwona charakteryzuje się mniejszymi pozostałościami okwiatu - co bez wątpienia wpływa na obecność drobnoustrojów. Dyskusja po wystąpieniu dotyczyła więc głównie niedostatków pracy.
Kolejne wystąpienie omawiało Ocenę wysokości i jakości plonu pszenicy ozimej, uprawianej w Polsce i Wielkiej Brytanii i była to bardzo ciekawa praca. Studenci UTP w Bydgoszczy zbadali parametry ziaren z pól w Polsce i uzyskane ziarna z zagranicy. Okazało się, że najlepsze polskie odmiany zarówno jakością jak i ilością plonu dorównywały dobrym odmianom angielskim, mimo blisko dwukrotnie mniej intensywnego nawożenia i posuszy na wiosnę. Ponadto zbyt intensywne nawożenie może przynieść większe straty niż korzyści. W dyskusji po prezentacji okazało się, że wiele krajów europejskich eksportuje z Polski ziarno na chleb - ja słyszałem tylko o Japończykach kupujących mąkę bez ulepszaczy.
Następne wystąpienie innych studentów tej uczelni dotyczyło Wpływu nawożenia na wielkość i jakość zbioru pszenicy Orkisz. Wnioski były paradoksalne - Orkisz tym gorzej plonował im mocniej był nawożony, polepszała się za to jakość ziarna. Było to zupełne przeciwieństwo wyników poprzedniej pracy. W dyskusji uznaliśmy, ze Orkisz jako stara odmiana, jest przystosowany do gleb ubogich. Prowadzący zwrócił też uwagę na to, że każda roślina ma pewien poziom, do którego przyrost ilości składników mineralnych będzie zwiększał wzrost, zaś przy dalszym przyroście roślina będzie słabła. Najwyraźniej dla Orkiszu to maksimum było bardzo niskie. Praca była dobrze opracowana pod względem statystycznym, uwzględniała istotność i korelację czynników.
Dwóch następnych referentów nie było, dlatego po przerwie na ciastka studenci z Uniwersytetu w Białymstoku omawiali Mechanizmy transportu energii w żarówce. Ten osobliwy przykład miał służyć za model działania prawa Stefana-Boltzmana. Wprawdzie dla samego włókna żarnikowego, którego powierzchnię obliczono dość pomysłowo, dało się zastosować model ciała doskonale czarnego, o tyle sama żarówka, jako całość, wykazywała dość duże odstępstwa, wynikające z niecałkowitego usunięcia gazów z wnętrza bańki. była to w sumie ciekawa praca.
Kolejna referentka Anna Światowska z Politechniki Wrocławskiej omawiała Otrzymywanie związków organicznych przez katalityczną pirolizę celulozy. Rozkład termiczny biomasy może być całkiem niezłą alternatywą dla rafinacji i krakingu ropy naftowej, ale katalizatory wspomagające ten proces nie były jeszcze dobrze zbadane. W pracy wykazano, ze chlorek glinu zwiększa ilość produktów rozpadu węglowodanów, ale czułem jakiś niedosyt.
Ostatni referat Pawła Radzikowskiego z UPH omawiał Florę leśnych ekosystemów wyspowych w okolicy Siedlec. W zasadzie stwierdził, że im większy jest las, tym więcej w nim gatunków leśnych, a im mniejszy, tym więcej gatunków pozaleśnych.
Uff! Miało być krótko a wyszło długo.
Tak więc moja pierwsza tego typu konferencja minęła, pierwsza publikacja (ale tylko abstrakt) zapisana na koncie, a ja z zaliczeniem ostatniego egzaminu.
Tekst referatu jaki miałem wygłosić pt. "Pierwiastki urojone" dodam za kilka dni.
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńWiększość pomyłek nie wychodzi poza laboratorium, dlatego nie dowiemy się o nich nigdy. A szkoda, bo część z nich stanowi rzeczywistą wartość naukową. Nie chodzi tylko o to, żeby wiedzieć co działa; ważniejsza jest wiedza co nie działa. Przynajmniej z punktu widzenia codziennych problemów laboratoryjnych ;)