Uprzedzam, że relacja jest bardzo subiektywna. Zaznaczone omówienia tematu prac, nie są ich tytułami.
Czwartek nie był spokojnym dniem na wyjazd. Jeszcze z samego rana miałem zajęcia laboratoryjne - oznaczanie alkoholu w przeterminowanym soku (alkoholu nie było), które na dodatek trochę mi się przedłużyły. Gdy tylko skończyłem poleciałem do akademika po spakowany plecak i torbę, po czym dręczony niepokojem, czy aby przygotowana prezentacja nie jest zbyt krótka, poszedłem do biblioteki gdzie w naprędce dodałem dwa slajdy i trzy przypisy.
A potem pakowanie się do samochodu. Pojechaliśmy samochodem wraz z wykładowczynią, dr Kroczewską, a z nami postery. Część osób pojechała z kimś innym. Cała nasza uczelniana grupa składała się z 6 osób, z czego ja i Monika mieliśmy prezentacje ustne, a pozostałe cztery osoby postery. Pogoda nie za przyjemna - pochmurno i chłodno, a i drogi nie najlepsze. Zdążyliśmy akurat na kolację, na którą podano kartacze - jak dla mnie po prostu duże pyzy z mięsem. Po czterogodzinnej jeździe byliśmy tak zmęczeni, że na inauguracji zaczynałem przysypiać.
Tą inauguracją był wykład planarny
dr inż. Jana Ramzy, pracującego w Polpharmie, i mający traktować
o innowacjach w przemyśle farmaceutycznym. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale o innowacyjności było tam zaledwie napomknięte, zaś większość wykładu zajęły opowieści o tym jaka ta jego firma jest wielka, w ilu krajach ma filie, ile osób tam pracuje a zwłaszcza jakie to a jakie nagrody i pochwały firma zebrała. Natomiast co do samego przemysłu, potwierdza się smutna prawda że poza gigantami, mającymi pieniądze na wprowadzenie nowych leków, w zasadzie wszyscy inni zarabiają na lekach generycznych - to jest "tańszych zamiennikach" produkowanych tak, aby ominąć zastrzeżenia patentowe. Jeśli patent leku na migreny zastrzega produkcję przez syntezę z kondensacją aldolową a produktem jest monohydrat o kryształkach jednoskośnych; to można go ominąć stwarzając tą samą substancję poprzez powiedzmy utlenianie ketoli i tak, aby otrzymać amorficzny bezpostaciowy proszek. I tak powstają "nowe" leki.
Ośrodek Augustowia w
Przewięzi składał się z dwóch budynków z pokojami i położonymi w suterenie obszernymi salami, w których na jednej odbywały się wszystkie prezentacje, a w drugiej obiady, sesja posterowa i wieczorne imprezy. Całość położona na wzniesieniu. Tuż obok przesmyk między dwoma jeziorami i śluza jednego z kanałów żeglugowych. Jeziora były wciąż jeszcze zamarznięte zaś w lasach leżała nadal gruba warstwa topniejącego śniegu.
Mimo to już następnego dnia czuć było wyraźnie powiew wiosny. Wypogodziło się najpiękniej i można było wyjść na zewnątrz bez kurtki. Wszystkich uczestników było około 120 osób, przy czym 40 miało prezentacje ustne, a pozostali przygotowali postery. Zjedliśmy śniadanie (szwedzki stół z wędlinami i marmoladą), po czym przeszliśmy do drugiej sali, na wykład otwierający sekcję interdyscyplinarną. Wykład był bardzo interdyscyplinarny -
dr hab. Leszek Łęczyński opowiadał o
badaniach środowiska na Spitsbergenie, gdzie kilka uczelni ma swe bazy naukowe. Dowiedzieliśmy się dużo o niełatwych warunkach lokalowych na wyspie, o pięknie polarnej przyrody, a także jej niebezpieczeństwach w postaci kręcących się koło baz niedźwiedzi, bardzo chętnych aby skonsumować jakiegoś biologa czy glacjologa, przez co przy każdym dłuższym wypadzie należy zabierać ze sobą strzelbę mając na dzieję, że umie się z niej celnie strzelać.
Po wykładzie zastanawiałem się co też ciekawego mógłby mieć tam do roboty chemik?
Następnie wyszedłem na chwilkę na zewnątrz z kubkiem herbaty i tak się zasiedziałem, że spóźniłem się na pierwszą prezentację ustną
Moniki Chylińskiej, na temat
badań materiału ścian komórkowych przy pomocy mikroskopu Ramana. Po niej przemawiał Adrian Fabisiak na temat
syntezy dwupeptydowego analogu zakończenia mRNA. Kolejna była prezentacja
Pauliny Filipczak, mówiącej na temat
wpływu nanocząstek srebra na rezonans ramanowski wody. Zaciekawiło mnie to. Woda może wykazywać rezonans Ramana w świetle lasera, dając dwie grupy sygnałów - jeden pochodzący od cząsteczek swobodnych a drugi od cząsteczek połączonych w labilne asocjaty. Zgodnie z przewidywaniami im wyższa temperatura, tym słabszy sygnał dają asocjaty, teraz okazało się, że nanocząstki srebra dają podobny efekt.
Kolejnym prelegentem był
Tomasz Klucznik, który mówił o
leczniczych zastosowaniach preparatów z muchomorów. Zaczął od paradoksalnego stwierdzenia, że muchomor czerwony nie jest trujący, a przynajmniej nie śmiertelnie, bo w literaturze medycznej brak opisu przypadku zatrucia cięższego, jak objawiający się biegunką i wymiotami. Następnie omówił zastosowanie związków czynnych z tego grzyba, po czym przeszedł do omówienia właściwości kulinarnych, stwierdzając że odpowiednio przyrządzone dobrze smakują - wie bo sprawdzał - i wywołują ciekawe halucynacje - wie bo też sprawdzał. Jak łatwo się domyśleć, prezentacja wzbudziła zainteresowanie.
Następna była
Katarzyna Kulczycka-Mierzejewska, która przedstawiała wyniki
symulacji metodą dynamiki molekularnej dopasowania antybiotyków linkozamidów, do rybosomu bakteryjnego zwykłego i zmutowanego. Rzecz polegała na symulowaniu kształtu połączenia antybiotyku z rybosomem i sprawdzeniu czy można w ten sposób stwierdzić, jak niewielka mutacja umożliwia bakteriom uodpornienie się na ten antybiotyk. Symulowane połączenie jest dosyć duże a dla lepszego zbliżenia do warunków naturalnych, otoczono je otoczką solwatacyjną i zobojętniającymi kationami. Do przeliczania zmian położeń łącznie 900 punktów-atomów użyto klastra informatycznego, któremu zajęło to kilka minut. Tak wygląda dziś biochemia teoretyczna.
Potem nastąpiła przerwa na herbatę i ciastka, podczas której wyszedłem. W silnym słońcu można było odnieść wrażenie, że jest już wiosna, nawet pomimo pryzm śniegu wokół. Miałem ochotę wyjść na spacer po okolicy, bo być na mazurach i nie widzieć jeziora, to rzecz karygodna. Grafik był jednak niestety dosyć napięty, na tyle że gdy zagapiłem się przy chwilce wygrzewania na słońcu, spóźniłem się na następną prezentację
Adama Łuczaka, na temat
polaryzacji bramki elektrody w tranzystorach organicznych. Po niej
Marzena Szymańska mówiła na temat
identyfikacji soli pirydiniowych w produktach termolizy trygoneliny, metodą UPLC/MS. Po niej zaś
Ewelina Wileńska przedstawiła swoje próby z
kapsułkowaniem organicznych diod świecących.
Diody elektroluminescencyjne, w skrócie nazywane LEDami, stają się coraz popularniejszymi źródłami światła. Składają się z warstw półprzewodników między elektrodami. Przepływ prądu, po przekroczeniu pewnego granicznego napięcia, polega w półprzewodnikach na wprowadzenie elektronów w stan wzbudzony, w którym stają się ruchliwe w masie półprzewodnika, stającego się wówczas przewodnikiem. W diodach przechodzenie elektronów z powrotem na stan niższy wywołuje świecenie o dużej wydajności energetycznej, stąd prąd potrzebny do zasilenia jest mniejszy niż w żarówkach.
Prezentacja dotyczyła usprawnień diod zawierających materiały organiczne i bardzo łatwo, w ciągu zaledwie kilku dni, ulegające utlenieniu. O ile dobrze pamiętam najlepszą metodą okazało się zamykanie diody w przestrzeni wypełnionej azotem i uszczelnionej żywicą.
Po niej
Agnieszka Wronka omawiała chromatograficzne
analizy związków kompleksowych, po czym zaczęły się prezentacje sekcji polimerów, biopolimerów i chemii przemysłowej.
Pierwsza prezentacja z tej sekcji dotyczyła
energetycznego wykorzystania glonów, a przedstawiła ją
Magdalena Gos. Hodowane w odpowiednich warunkach glony potrafią niezwykle szybko powiększać swą masę, a po oddzieleniu od wody mogą stać się całkiem niezłym surowcem. Można wyciskać z nich olej, nadający się do przerobu na biodiesel, można je spalać, można wyodrębniać z nich białko paszowe, niektóre potrafią wytwarzać wodór, a wystarczą do tego napowietrzone zbiorniki i dużo słońca. Prezentacja była dosyć ciekawa.
Po niej
Diana Rymuszka mówiła o
modyfikowaniu plazmą polietero-eteroketonu, tworzywa sztucznego znajdującego coraz szersze zastosowanie. Po potraktowaniu plazmą niskotemperaturową powierzchnia materiału zmieniała swą zwilżalność i zdolność do absorpcji - jednak przejściowo. Po niej
Ilona Warych omawiała
próby z otrzymywaniem nanokapsułek polilaktydu z zawartymi w nich substancjami aktywnymi. Taka forma może być użyta do choćby innej formy podania leków.
Gdy dochodziliśmy już powoli do pory obiadowej, a co niektórym zaczynało burczeć w brzuchu, ostatnią prezentację na temat
modyfikowanych poliimidów używanych jako membrany do oddzielania dwutlenku węgla od innych gazów, wygłosiła
Magdalena Wójtowicz. Membrana selektywnie przepuszczająca gazy mogłaby być użyta do oczyszczania spalin i wyziewów przemysłowych, stąd przydatne wydają się próby z coraz to lepszymi materiałami.
Teraz nastąpił obiad, po którym miało odbyć się kilka prezentacji, z moją włącznie. Jedząc rozważałem sobie różne opcje, uznając że to najlepsza pora na krótki spacerek. Najwyżej nie zobaczę jakiejś prezentacji. Z tą myślą szybko zjadłem i wybrałem się na obchód okolicy. Najpierw przyjrzałem się śluzie tuż obok ośrodka, łączącej jezioro Augustowskie ze Studziennicznym. W śluzie szumiała woda:
Choć jeziora okazały się w całości zamarznięte:
Postanowiłem zatem pójść brzegiem jeziora po prawej. Początkowo próbowałem po brzegu południowym, ale okazał się za bardzo zaśnieżony, poszedłem więc brzegiem północnym, mijając liczne, dziś zupełnie puste ośrodki. Był to dosyć ostry stok, porośnięty gęstym lasem. Teraz, przed sezonem, można by wręcz uwierzyć że to dzika okolica - jeśli oczywiście nie zwracać uwagi na pojawiające się tu i ówdzie śmieci i butelki po piwie. Dwa razy spotkałem sarny, za bardzo jednak płochliwe aby je sfotografować, toteż jako element przyrody uchwyciłem tylko łabędzia:
Większość ścieżki była sucha, zdradliwe okazały się jednak płaty śniegu - z wierzchu równe i suche, kryły pod sobą zróżnicowane formy terenowe, miejscami, jak się przekonałem, dochodząc miąższością do kolan. U spodu rozmoknięte i stające się śniegowym błotem, od którego szybko przemokły mi buty. Jak się miało potem okazać, nie było to jeszcze najgorsze.
Przewędrowałem tym sposobem aż do przewężenia jeziora, podczas gdy w ośrodku
dr hab. Agnieszka Szumna wygłaszała zapewne interesujący wykład planarny, na temat
organicznych kontenerów molekularnych, to jest struktur unieruchamiających cząsteczki w odpowiedniej pozycji i miejscu, umożliwiając dalszą reakcję w określonej konfiguracji. Gdy zaś zawracałem, wytrząsając śnieg z butów, odbywała się pierwsza prezentacja z mojej sekcji, w której z pewnością niezmiernie interesująco
Jolanta Bazan mówiła ta temat
użycia tlenku trifenylofosfiny jako prekursora diarylofosfin. Gdy jeszcze kończyła, ja zjawiłem się w pokoju, zastanawiając się nad sposobem osuszenia butów i skarpetek. Niestety bowiem nie wziąłem skarpet na zmianę, ani choćby kapci. Powyżymałem więc skarpetki, obtoczyłem papierem toaletowym i wycisnąłem do sucha. W podobny sposób obsuszałem buty, gdy na sali
Anna Bujalska zaczynała mówić na temat
makrocyklicznych, dwupodstawionych cyklodekstryn. Buty były jednak wciąż wilgotne, więc owinąłem stopy papierem toaletowym, wcisnąłem w buty i zbiegłem na dół, do sali, zdążywszy na koniec tej prezentacji.
Tuż przede mną mówił
Bartłomiej Fedorczyk, omawiając swoje doświadczenia
z syntezą antyangiogennych peptydów i ich mimetyków. Angiogeneza to proces tworzenia siatki naczynek krwionośnych w guzie nowotworowym, zapewniającymi mu składniki odżywcze, jednym więc ze sposobów leczenia jest podawanie substancji, które ten proces hamują. W prezentacji porównywano leki oparte na peptydach, oraz ich analogi strukturalne, zawierające na przykład niebiologiczne beta-aminikwasy.
Po tej prezentacji nastąpiła przerwa herbaciana, podczas której zrzuciłem prezentację na pulpit komputera. Potem, gdy przyszło co do czego, okazało się że trzeba było wrzucić ją do odpowiedniego folderu, bo przed końcem przerwy kto inny w ramach czyszczenia usunął wszystkie prezentacje z pulpitu, przez co musiałem zrzucać swoją ponownie.
Bardzo łatwo siedzieć na widowni, i oceniać jak co komu idzie; myśleć sobie "A, za szybko mówi; a głos drży; a coś tak niewyraźnie powiedziane; a mogłoby być lepiej" - dlatego też nie tak łatwo stanąć potem przed całą salą, w uwadze, wiedząc że takie samo ocenianie zaczyna się teraz w głowach patrzących, że każdy potknięcie zostanie zauważone. A z potykaniem się, jak zauważyłem podczas spaceru, jest tak, że czym bardziej patrzy się pod nogi aby nie upaść, tym częściej wpada na coś dużego, tuż przed sobą. Toteż żeby szybko przejść przez ten krytyczny moment rozpoczynania, chrząknąłem i zacząłem:
"
Będę dzisiaj opowiadał o dosyć ciekawej reakcji... która może następować, przebiegać w gazowanych napojach, jakie każdy z nas zna. Benzoesan sodu, często dodawany do takich produktów, jest..."
Starałem się mówić płynnie, choć w zasadzie była to raczej mówcza improwizacja, jako że tekstu ostatecznego sobie nie przygotowałem. Najpierw skupiłem się na pokazywaniu wskaźnikiem ważniejszych informacji na danym slajdzie; zaraz przypomniałem sobie że to przecież do ludzi, więc się obróciłem, i tak na zmianę, półobrotem, dobrnąłem do końca. Zdaje się że kogoś rozbawiła informacja o japońskiej pracy na ten temat, która zapewne potwierdzała ustalenia poprzedników, ale nie została przetłumaczona na angielski i nie wiadomo co tam jest napisane. Jedno pytanie od widza dotyczyło zawartości benzenu w polskich napojach. I tyle. Proszę siadać.
Uff...!
Ale to jeszcze nie koniec dnia. Ledwie usiadłem i odsapnąłem, a wstała
Magdalena Jaklińska, aby opowiedzieć
o problemach w syntezie przez addycję Michaela związków typu tlenków fosfin do produktów redukcji Bircha. Nie pamiętam na czym polegały te problemy. Po niej przemawiał
Szymon Jarzyński, a mówił na temat
zastosowania optycznie czystych azirydynoalkoholi jako katalizatorów w syntezie asymetrycznej. Wyszło mu, że dobrze się do tej roli nadają.
Jako ostatni mówił
Adrian Kasztelan, omawiając
syntezę chiralnych związków fluoroorganicznych z czwartorzędowym centrum stereogenicznym. O ile dobrze pamiętam, syntezy tego typu okazały się obarczone niezbyt dużym nadmiarem enancjomerycznym, ale jednak możliwe, czym dotychczas mało się zajmowano. A potem nastąpił obiad, który bardzo mi smakował.
Gdy jedliśmy obiad sala była już udekorowana posterami.
Poster jest formą prezentacji wyników badań, czy przeglądu literaturowego. W zasadzie jest to plakat zawierający opis tekstowy i graficzne przedstawienie danych, a więc wykresy czy schematy, często na kolorowym, obrazkowym tle. Część zgłoszeń na konferencję, pierwotnie planowana na prezentację ustną, została zamieniona w postery z powodu ograniczeń czasowych. Forma graficzna dowolna, zaś sposób zawieszenia jeszcze bardziej różnorodny (niektóre spadały). Jeden z posterów, dotyczący krytycznego omówienia teorii homeopatii, został okręcony wokół czwórgraniastego słupa, przez co aby doczytać treść, należało obchodzić go dookoła. Autor, Michał Dąbrowski, dostał potem wyróżnienie w kategorii "najoryginalniej powieszony poster".
Koleżanka z grupy miała tu poster na temat analizy włosa, o czym będzie pisała pracę magisterską:
Zapamiętałem kilka posterów. Jeden dotyczył biotransformacji za pomocą korzeni włośnikowych. Rośliny wchłaniają z gleby różne substancje i przeprowadzają na nich przemiany biochemiczne. Część przetworzonych substancji jest wydalana z powrotem - stąd pomysł aby zaprząc rośliny, a konkretnie ich korzenie, do przerobu jednych substancji w drugie. Gdyby się to udało, można by tanim kosztem i na dużą skalę przeprowadzać procesy bez potrzeby zużywania drogich i szkodliwych chemikaliów. Jedna z technik polega na pobraniu wierzchołków korzeni włośnikowych, i zasadzeniu ich na pożywce. Taka grupa komórek rozrasta się, tworząc podobną do pleśni siatkę samych tylko korzeni, bez utworzenia pędu rośliny. Autor,
Paweł Zieliński, przedstawił swoje próby z przetwarzaniem w ten sposób flawonoidów, które były hydrolizowane, utleniane lub redukowane przez kultury korzeni.
Inny poster, dotyczący badań powierzchni komercyjnego tlenku glinu, zaciekawił mnie użyciem do opisu powierzchni ziarna funkcji fraktalnych - sam niedawno zastanawiałem się, czy dałoby się takie struktury mikroporów opisać w taki sposób. Zdaje się, że autorowi,
Dawidowi Myśliwcowi, udało się znaleźć zależność wiążącą wymiar fraktalny powierzchni ze zdolnościami absorpcyjnymi, co daje nadzieję na możliwość bardziej ścisłego opisu takich zjawisk, na przykład w chromatografii.
Kolejny, który wpadł mi w oko, dotyczył obliczeń teoretycznych używających modelu hantli do opisu cieczy jonowych. Ciecze jonowe można określić jako sole płynne w warunkach normalnych, lub ciecze składające się tylko z anionów i kationów. Jeśli założyć, że kształt jonów jest z grubsza kulisty, a oddziaływania między nimi liniowe i kierunkowe, to pary anion-kation można opisać podobnie do modelu cząstki w kształcie hantli, co zdaniem autorki,
Moniki Kaji, może być przydatne w modelowaniu pewnych zjawisk.
Inny poster,
Moniki Kozłowskiej, dotyczył analizy zawartości kofeiny w kawach z różnych wrocławskich barów i restauracji. Najmocniejsza okazała się kawa w klubie, nie na darmo nazwanym "Trumienką".
Zainteresowanie wzbudził poster
Michała Sawczyka, na temat wpływu sposobów przyrządzania muchomorów czerwonych, na zawartość substancji psychoaktywnych. Poster zawierał też przepisy.
Mógłbym na tym zakończyć omawianie pierwszego dnia, ale jak to zwykle na takich imprezach, teraz zaczynała się część nieoficjalna. Poprzedniego dnia z powodu zmęczenia odpuściłem sobie dyskotekę, choć koleżanki z grupy mówiły mi, że całą noc przegrały na pingpongu. Tym razem zanosiło się na cichsze zabawy, zatem udałem się do jadalni zobaczyć co też. Początkowo powstał pomysł, aby zagrać w "psychopatę", ale potem ktoś rozłożył na ścianie płachtę, włączył rzutnik i zaczęły się kalambury, które przeciągnęły się do bardzo późna. Po kilku rundach z rysowaniem przeszliśmy na pokazywanie, dając upust wyobraźni.
To doprawdy zaskakujące z czym mogą się ludziom kojarzyć takie pospolite hasła, jak "piesek" czy "misjonarz"...
A potem położyłem się spać i tak minął pierwszy dzień.
Następny zaś obfitował w takie atrakcje i emocje, że omówię go w osobnym wpisie.