Podstawowym surowcem jest cintamanian nonbornylu, mający postać przezroczystego proszku. Zbiegiem okoliczności wykazuje taka samą wartość załamania światła co powietrze, w związku z czym jest trudny do zauważenia. Aby upewnić się czy na pewno nabrałem go na łopatkę, musiałem obserwować go w ultrafiolecie. Jego użycie pozwala pominąć niektóre kłopotliwe etapy, w rodzaju wygrzewania w gnoju, co przyspiesza samą reakcję.
A zatem, wziąłem wyjściowy substrat i starłem na drobno w agatowym moździerzu, niestety dość łatwo sublimował, więc należało robić to pod przykryciem:
I rozpuściłem w odrobinie aqua vitae (otrzymywanej, co ciekawe, z destylacji skiełkowanej pszenicy). Ponieważ jest to bardzo lotny rozpuszczalnik, wszystkie naczynia musiałem chłodzić suchym lodem. Do mieszaniny dodałem kilka kawałków ekstraktu niebieskiego, otrzymywanego przez nasycenie eteru światłem dziennego nieba. Ekstrakt przechowuje się pod warstwą oleum fantasmagoricum ma bowiem skłonność do ciemnienia w zetknięciu z pospolitą materią:
Klasyczne metody obejmowały teraz etapy długotrwałego wygrzewania połączonego z naświetlaniem światłem słonecznym, jak się jednak okazuje procedurę daje się uprościć przy pomocy reaktora mikrofalowego. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych technik etap ten skraca się z siedmiu dniu do zaledwie jedenastu godzin:
Mieszanina poreakcyjna stanowiła ciemny płyn o kolorze przypominającym przypalony lukier:
Należało go teraz odparować, otrzymując czarny proszek.
W kolejnym etapie roztarłem otrzymany proszek ze świeżą krwią bydlęcą i siarką, poddając działaniu tęczowego światła pryzmatu. Tylko w takich warunkach możliwe jest otrzymanie homogennej masy, co ma znaczenie w dalszym etapie.
Właściwa synteza odbywała się w kryształowym flakonie zanurzonym w płuczce dźwiękowej, nastawionej na ciągłą emisję tybetańskiej mantry Om mani padre humm! Ze względu na oddziaływania kwantowe musiałem tego dokonać z zamkniętymi oczami aby nie dokonać obserwacji. Z tego też powodu nie zrobiłem zdjęć.
Po ośmiu dniach rozdzielałem mieszaninę na kolumnie wypełnionej manną z nieba. W średniowieczu eluentem był mocz dziewicy, lecz obecnie stosuje się roztwory syntetycznego mocznika*. Oddzielenie białego produktu od czarnych pozostałości przebiegało w takich warunkach bardzo łatwo:
Produkt po ochłodzeniu zastygł w formie mlecznej kaszy, o wyraźnym kwiatowym zapachu:
Najbardziej kosztowny był ostatni etap, a przy tym dosyć kłopotliwy - ze wstawieniem reakcji musiałem poczekać do pełni księżyca.
W środku nocy, po rytualnej modlitwie, wziąłem jajko filozoficzne i napełniłem mieszaniną białego proszku, rtęci, jemioły, popiołu kostnego, proszku diamentowego, białego fosforu, jodku miedzi II, wodorku tlenu, wolframianu tungstenu, meteorytu Tunguskiego (podobno Czelabiński też się nadaje), pióra anioła stróża, śliny muchy, łzy pchły i kreciego potu. Po czym włożyłem do lustrzanego reaktora wypełnionego wcześniej mieszaniną księżycowego i słonecznego światła:
Reaktor poddawałem działaniu wirującego magnesu przez trzydzieści dni. Przez ten czas jajko zmieniło kolor na zielony. Dopiero po rozpuszczeniu jej w wodzie królewskiej pokazał się ciemnoczerwony osad.
Ostatnim etapem była rekrystalizacja z alkoholu. udało mi się uzyskać ładny, czerwony kryształ:
Jak podaje literatura[1], katalityczna ilość kamienia filozoficznego pozwala na przemianę wody w ody i arie operowe.
-------
* mocznika syntetyzowanego przez chemiczki-dziewice
[1] S.Sendovigus "Easly made a Magna Opus", Acta Tresmegista Chemiana, -8 (13.) 66-63