W poprzednim semestrze na zajęciach z analizy żywności mieliśmy ćwiczenie o sprawdzaniu zawartości tłuszczu w tłuszczach dostępnych handlowo. Zrobiliśmy z bibuły naczynko, do którego odważyliśmy określoną ilość smalcu, i włożyliśmy do aparatu Soxhleta:
Jest to bardzo ciekawy przyrząd do ciągłej ekstrakcji w strumieniu rozpuszczalnika - w dolnym zbiorniczku wrze rozpuszczalnik, którego opary szeroką rurką boczną dostają się do chłodnicy zwrotnej. Tam wykraplają się i trafiają na polkę z ekstrahowanym produktem - w tym przypadku ze smalcem w bibule.
Gdy poziom rozpuszczalnika wzrośnie odpowiednio, przelewa się drugą boczną rurką ukształtowaną jak lewar wodny. Po zassaniu lewara cała porcja roztworu z półki z ekstrahowanym produktem, gwałtownie przelewa się do dolnego zbiornika. A ze zbiornika unosi się para, która dopływa do chłodnicy... i tak w kółko aż do zupełnego wymycia. W naszym przypadku ćwiczenie zakończyliśmy po 10 przelewach.
Rozpuszczalnikiem był heksan.
Po wysuszeniu bibuły ważyliśmy ją. Różnica mas powinna dawać informację o ilości substancji stałych, a zatem procencie masy nie będącym tłuszczem. W naszym przypadku wyniki były bardzo zabawne - gilza po ćwiczeniu była lżejsza niż przed. Nasz smalec zawierał 102% tłuszczu.
Mam wrażenie, że woda do chłodnic zazwyczaj podłączałem odwrotnie niż w sposób pokazany na animacji :D
OdpowiedzUsuńWtedy prosta chłodnica nie wypełniłaby się wodą ;)
OdpowiedzUsuńU nas robi się podobne ćwiczenie z ekstrakcją oleju z rzepaku.
A jak we wnioskach wybrnęliście z takiego "cudownego" wyniku? :)
OdpowiedzUsuńStwierdziliśmy, że błąd dodatni jest wywołany różnicą wilgotności powietrza między dniem ćwiczenia a dniem ważenia wysuszonej na wolnym powietrzu glizy. Nie czepiali się.
Usuń